Franz Blumenfeld
student prawa w Freiburgu
26 września 1891 roku w Hamburgu
poległ 18 grudnia 1914 roku pod Contalmaison (Francja, nad Sommą)
cz.II
W pociągu, 24. września 1914.
Moja droga, dobra, droga Mamo, na pewno wierzę i mam nadzieję, że wrócę z wojny; ale na wypadek, gdyby mi się nie udało, chcę napisać do ciebie list pożegnalny teraz. Powinnaś wiedzieć, że jeśli teraz umrę, odejdę radosny i szczęśliwy. Moje życie było tak piękne, że nie mogłem sobie w nim życzyć niczego innego. I zawdzięczam to przede wszystkim Tobie, moja droga, dobra, najlepsza mamo, że było tak pięknie. I za całą twoją miłość, za wszystko, co dla mnie zrobiłaś, za wszystko, za wszystko, co chcę ci podziękować, dziękuję. Naprawdę, nawet nie wiesz ile ostatnio widziałem, ile w twoim wychowaniu było, że wcześniej nie byłem do końca przekonany, że było słuszne, doskonale słuszne i dobre.
Ale chciałbym Wam podziękować nie tylko za wychowanie, za wszystko, za wszystko, za życie, które mi daliście, ale przede wszystkim za to, że jesteście tacy, jacy jesteście. Och, ale wiesz, jak się czuję nawet bez tego listu i znacznie lepiej niż potrafię go napisać.
Teraz chciałbym napisać do ciebie o czymś, o czym po kilku fragmentach moich listów możesz pomyśleć inaczej: Dlaczego zgłosiłem na ochotnika wojennego? Oczywiście nie z powodu ogólnego entuzjazmu dla wojny, nawet dlatego, że uważam za szczególnie wielki czyn rozstrzelanie dużej liczby ludzi lub w inny sposób celowanie w wojnie. Wręcz przeciwnie, uważam, że wojna jest bardzo, bardzo zła, a także uważam, że gdyby dyplomacja była bardziej zręczna, tym razem można było jej uniknąć. Ale teraz, gdy zostało to wyjaśnione, uważam za oczywiste, że czuje się częścią narodowej całości na tyle, na ile można jak najściślej powiązać swój los z losem całości. I nawet jeśli jestem przekonany, że w pokoju mogę uczynić więcej dla ojczyzny i ludzi niż na wojnie, uważam za równie błędne i niemożliwe teraz podejmowanie takich przemyślanych, arytmetycznych rozważań, jak dla człowieka, który przed udzieleniem pomocy tonącemu sam decydując, kim będzie tonący i czy może być od niego cenniejszy. Ponieważ decydującym czynnikiem jest zawsze gotowość do poświęceń, a nie to, po co ofiara jest przeznaczona.
Uważam, że wojna jest czymś tak strasznym, nieludzkim, głupim, przestarzałym i pod każdym względem nietrwałym, że postanowiłem zrobić wszystko ze wszystkich sił, kiedy wrócę z wojny do domu. Co mogę, żeby coś takiego nie mogło się już powtórzyć w przyszłości ...
14 października 1914 (w północnej Francji).
... Każdego dnia bardziej mnie to dotyka, boję się wewnętrznej brutalności. Jeśli chcesz, żebym miał kuloodporną siatkę, to bardzo miło z twojej strony, ale o dziwo, nie boję się wszystkich kul i granatów, ale tylko tej wielkiej wewnętrznej samotności. Boję się, że stracę wiarę w ludzi, w siebie, we wszystko, co dobre na świecie! Och, to straszne! O wiele dużo trudniejsze niż ciągłe przebywanie na zewnątrz z każdym metrem; konieczność dbania o własne jedzenie, spanie na strychu (nie sądzę, żeby to było złe), znacznie trudniej mi znieść ten niewiarygodnie surowy ton, jaki panuje między tutejszymi ludźmi.
Widok lekko i ciężko rannych, leżących martwych ludzi i koni jest z pewnością bolesny, ale ból nie jest tak silny i trwały, jak sobie wyobrażano przed wojną. Z pewnością częściowo wynika to z tego, że czujesz, jak niemożliwa jest tu pomóc. Ale czy nie jest to początek smutnego odrętwienia, niemal brutalności, czy też jak to możliwe, że znoszenie własnej izolacji boli mnie bardziej niż widok cierpienia tak wielu innych? Rozumiesz mnie? Jaki to pożytek. czy wszystkie kule i granaty mnie oszczędzą, ale zniszczą moją duszę? Tak by to zostało wyrażone wcześniej ...